Ismail Kadare (nar. 1936) pačaŭ litaraturny šlach jak paet. Paźniej pačaŭ pisać prozu. Łaŭreat Premii Hierdera (1998), Mižnarodnaj Bukieraŭskaj premii (2005), Premii prynca Asturyjskaha (2009). U 2016 staŭ kamandoram ordena Hanarovaha lehijona. Vyłučeniec na Nobieleŭskuju premiju pa litaratury.

«Chronika ŭ kamieni» vyjšła ŭ 1971 hodzie. Heta samy pierakładany raman aŭtara. Kniha pierakładziena amal na dva dziasiatki moŭ. Raman nie vychodziŭ ni pa-rasijsku, ni pa-ŭkrainsku, ni pa-polsku. Pa-biełarusku jaho pierastvaryŭ Maksim Mudroŭ, kniha vyjšła ŭ vydaviectvie «Januškievič».

Apaviadalnik u ramanie — mały chłopiec (čytaj — aŭtar), čyimi vačyma čytač sočyć za italjanskaj, karotkaj hreckaj, a zatym niamieckaj akupacyjaj horada Hirakastra padčas Druhoj suśvietnaj vajny. Heta horad na poŭdni Ałbanii, dzie naradziŭsia piśmieńnik. A jašče i ałbanski dyktatar Envier Chodža. Praŭda, ziamlactva nie pryniesła ničoha dobraha Kadare: jon trapiŭ u niałasku da kiraŭnika dziaržavy. U 1970-ch piśmieńnika nakiravali ŭ vysyłku na viosku — zajmacca sielskahaspadarčymi rabotami. Takim było pakarańnie za libieralnyja pohlady. Viartańnie ž adbyłosia z peŭnymi ŭmovami: Kadare nie krytykuje adkryta režym, a ŭłady jaho nie buduć čapać.

Ismail Kadare. Chronika ŭ kamieni (uryvak)

Pieršym tydniem listapada, praz čatyry dni paśla źniknieńnia aeradroma, syšli apošnija italjancy. Horad zastaŭsia biez ułady. Heta praciahvałasia sorak hadzin. Hreki pryjechali a druhoj hadzinie nočy. Jany prabyli ŭ nas kala siamidziesiaci hadzin, i amal nichto ich nie bačyŭ. Usie akanicy na voknach byli začynienyja, i nichto nie vyjšaŭ na vulicu. Sami hreki, zdavałasia, pierasoŭvalisia tolki nočču. U čaćvier a dziasiataj ranicy, kali išoŭ chałodny doždž, horad znoŭ zaniali italjancy. Jany zastavalisia tut tryccać adnu hadzinu. Praz šeść hadzin paśla ich iznoŭ pryjšli hreki. Toje ž samaje paŭtaryłasia i na druhi tydzień listapada. Čarhovym razam pryjšli italjancy. Ciapier jany tut znachodzilisia blizu šaścidziesiaci hadzin. Jak tolki jany syšli, źjavilisia hreki. Jany pryjšli ŭ horad u piatnicu i praviali ŭvieś viečar, ale ŭ subotu ad ranicy horad byŭ usimi pakinuty. Hreki syšli, ale italjancy ź nieviadomaj pryčyny nie viarnulisia. Tak prajšła subota i niadziela. U paniadziełak ad ranku na vulicy, pa jakoj užo niekalki dzion nie stupała naha čałavieka, pačulisia niečyja kroki. Z abodvuch bakoŭ vulicy žančyny ściarožka adčynili vokny. Pa bruku išoŭ Łukan Siadzielec. Na jahonaje pravaje plačo była nakinutaja staraja koŭdra koleru kavy, a ŭ ruce jon nios zahornutyja ŭ chustku chleb i syr. Miarkujučy pa ŭsim, Łukan viartaŭsia dachaty.

— Ty, Łukan? — zapytałasia z akna žonka Bida Šeryfi.

— Adtul idu, — adkazaŭ Łukan, pakazaŭšy rukoj na Cytadel. — Pajšoŭ tudy pa dobraj voli, pačuŭšy zahad. A viaźnica nie pracuje.

U jahonym hołasie čułasia notka sumu. Častaja źmiena ŭładaŭ pierapyniła znachodžańnie Łukana ŭ viaźnicy, i heta, vidać, vyvieła jaho z raŭnavahi.

— Vychodzić, niama bolš ni hrekaŭ, ni italjancaŭ?

— Nie viedaju ja ni italjancaŭ, ni hrekaŭ, — zapalčyva vydaŭ Łukan. — Ja viedaju tolki, što viaźnica nie pracuje. Ni dušy. Dźviery adčynieny. Choć ty płač.

Chtości zadaŭ jamu jašče adno pytańnie, ale Łukan nie adkazaŭ. Prosta pačaŭ łajacca

— Pahanyja časy, pahanaja kraina! Čałavieku niemahčyma navat sieści ŭ viaźnicu. Ja što, pavinien marnavać čas, štodnia ŭźbirajučysia da Cytadeli, a potym spuskacca ŭniz ni z čym? Dni iduć, a termin nie idzie. Usie maje płany zrujnavanyja. Praŭdu kažuć, što Italija brudnaja i ciomnaja. Ech, mnie tut adzin siabar raspavioŭ, jak siadziać u Skandynavii! Voś heta ja nazyvaju viaźnicaj. Čałaviek tudy ŭvachodzić pa ŭstalavanych praviłach i pa tych ža praviłach vychodzić. Pavodle terminu, pa raskładzie. I nichto tam u luby čas, jak u bł..im domie, bram nie adčyniaje.

Adna za adnoj žančyny začyniali vokny, bo Łukan Siadzielec pačaŭ kazać nieprystojnyja słovy. Tolki hłuchavataja maci Akifa Kašachu zatrymałasia i adkazała Łukanu:

— Tak, darahi, tak. Maješ poŭnaje prava aburacca, synku. Biełaha śvietu, niebaraka, nie bačyš. Usio žyćcio hniješ u viaźnicy. Urady mianiajucca, a ty ŭsio ŭ viaźnicy.

Recha krokaŭ Łukana Siadzielca zacichła ŭdalečyni, i vulica iznoŭ apuścieła. Nazin kot iznoŭ pierabieh darohu. Novaja kotka Kaka Piny skoknuła z dachu na varoty i niekudy źnikła. Blizu abiedu na vulicy źjaviŭsia badziažny sabaka. Pa abiedzie, aprača adnaho žabraka, na vulicy anichto nie prajšoŭ.

Nastupnaj ranicaj, kali Łukan Siadzielec znoŭ viartaŭsia ź viaźnicy — z koŭdraj, pierakinutaj praź plačo, z kavałkam chleba ŭ ruce i z łajankaj na vusnach, — usie zrazumieli, što dzień pačaŭsia biez ułady.

Adčynilisia pieršyja dźviery. Vulica pakrysie ažyła. Šmat chto pajšoŭ u centr horada. Znoŭ adčyniłasia piŭnica «Adys-Abieba». Na placach viecier haniaŭ siam-tam hazietnyja ašmotki. Dzie-nidzie valalisia pustyja kansiervavyja blašanki. Budynak municypaliteta, u jakim byli začynienyja i dźviery, i vokny, hladzieŭsia zmročna. Niekalki čałaviek chadzili vakoł biazładna kinutych skrynak, na doškach jakich čornaj farbaj byli vyviedzieny łacinskija i hreckija litary. Na adzinym u horadzie pomniku nalapili adna na adnu afišy z zahadami italjanskaha i hreckaha kamiendantaŭ. Afišy byli napałovu padziortyja. Niejki dzivak rupliva źbiraŭ abryŭki: «DZAKIS», «KAT», «K», «NDZ». Kaŭnier u jaho byŭ uźniaty, i jon uvieś čas tros hałavoj, mahčyma, tamu, što nijak nie moh skłaści cełaje słova. Chałodny viecier škumataŭ u jahonych rukach abryŭki afiš.

Hetyja afišy, padziortyja daždžom i vietram, byli adzinym, što pakinuli pa sabie apošnija niespakojnyja dni. Horad zastaŭsia biez ułady. Za karotki čas jon zhubiŭ samaloty, zienitnuju batareju, sirenu apaviaščeńnia, publičny dom, pražektar i manašak.

Uciahnuty na niejki čas u avanturu, horad, spaznaŭšy smak nieba i mižnarodnuju niebiaśpieku, ačmureły ad usiaho hetaha, ciapier viartaŭsia da svaich staražytnych kamianioŭ. Suviaź horada ź niebam kančatkova abarvałasia. Doždž i viecier ciapier namahalisia suniać jaho napiatyja niervy. Jon byŭ darešty razhubleny. Nieviadomyja samaloty, jakija pralatali nad im, bolš nie paznavali jaho ci rabili vyhlad, što nie paznajuć. Jany lacieli nadta vysoka, pakidajučy paśla siabie tolki pahardlivy hud.

Adnojčy rankam Kaka Pina staranna začyniła za saboj dźviery i vyjšła na vulicu.

— Kudy ty, Kaka Pina? — zapytałasia z akna žonka Bida Šeryfy.

— Na viasielle.

— Na viasielle? I chto heta sabraŭsia vyjści zamuž takoj časinaj?

— Vychodziać, — adkazała Kaka Pina. — Ludzi ženiacca ŭ lubyja časiny.

Toje, što Kaka Pina vypraviłasia na viasielle, śviedčyła pra toje, što horad moža žyć i biez ułady. Heta, adnak, byŭ niapeŭny čas, jak luby pierachodny pieryjad. Praviły žyćcia byli skasavanyja. Sudy nie pracavali. Haziety nie vychodzili. Nie stała ni abviestak municypaliteta, ni afiš, ni zahadaŭ. Razmaityja naviny, miascovyja i mižnarodnyja, pieradavali z vusnaŭ u vusny. Hałoŭnaj krynicaj navin była staraja, dahetul nieviadomaja žančyna, čyjo imia raptam hetymi biezabličnymi dniami stała šyroka viadoma. Jaje zvali Sose, ale balšynia klikała jaho staroj Chabiere.

Pa horadzie błukali byłyja asudžanyja: padazronaha vyhladu laby dy inšyja asoby. Tvary niekatorych ź ich nichto dahetul nie bačyŭ. Usio było źmienlivym i niaŭstojlivym. Placy, vulicy i telehrafnyja słupy chavali svaje sakrety. Ź niedavieram adčynialisia dźviery. Vokny, zaviešanyja koŭdrami za časami bambardavańniaŭ, addalilisia-adasobilisia ad žyćcia… Dni byli chałodnyja i biezabličnyja. I tolki kominy zastavalisia jašče žyvymi.

Mienavita tym časam znoŭ abjaviłasia Džedža. Hrukat u varoty byŭ, jak udary mołata pa hałavie. Chaciełasia schavacca, źniknuć, ale heta było niemahčyma. Padymajučysia pa schodach, Džedža, jak zaŭsiody, sipata dychała. Strachi, plotki i naviny biehli pierad joju, jak maleńkija čornyja kotki. Ad ich niemahčyma było adbicca.

— O, Džedža! — uskliknuła babula.

— O, Džedža, — skazała maci.

— Jak ty, Džedža? — spytaŭ baćka. — Dzie ty była stolki času?

Džedža ničoha nie adkazvała. Jak zaŭždy, jana napačatku źviarnułasia da babuli.

— Bačyš, Selfidže, što maje słovy spraŭdzilisia. Ty bačyš, što pasłaŭ nam Boh, ci nie bačyš? Ci nie ja kazała, maja ty Selfidže, što čornaja vada papre ź ziamli. Čornaja vada i papierła. Ty bačyła jamu ad bomby ŭ Chazmuracie? A ŭ Miečycie? A ŭ Vierchniaj Pałarcie? Čornaja vada paŭsiudna.

— Što za čornaja vada? — šeptam spytaŭ ja maci.

— Jana źbirajecca tam, dzie ŭpała bomba, — adkazała maci.

— Ale ludzi nijak nie acichnuć, — uskliknuła Džedža hołasam chrypłym i pahroźlivym. — Vy čuli? Skrali ruku anhielca z hetaha… mu… mu… jak jon nazyvajecca…

— Z muzieja, — skazaŭ baćka.

— Skrali, maja Selfidže. Skrali.

— Ale chto? I čamu? — spytała maci.

— Zrazumieła, čamu, — uzdychnuła Džedža. — Tamu što ludzi raspuśniki, maja ty niaviestuchna. Ciapier čas raspusty. Usio pierakuliłasia dahary nahami. Kinuŭ nam Boh ruku anhielca, ciapier čakajcie, kali ŭ nas vyrastuć niamieckija barody, habrejskija paznohci i arabskija nasy.

Džedža jašče doŭha bałbatała. Ja słuchaŭ i ŭjaŭlaŭ, jak na nas, što toj śnieh, pasyplucca paznohci, vałasy, barody i nasy. Ja sprabavaŭ ujavić, što takoje «raspusny», i mieryŭsia spytać pra toje babulu, kali Džedža sydzie.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0

Chočaš padzialicca važnaj infarmacyjaj ananimna i kanfidencyjna?