Chmurnym rankam, kali ŭžo vosień pastrasała z dreŭ zołata i z pryhažuni‑karaleŭny pieratvaryłasia ŭ staruju babu ŭ šerym ablezłym ubranni, Vikcia Aŭciušeŭskaja pajšła na nievialički kirmaš svajho rajonnaha haradka. Tudy viaskovyja kabiety pastajanna pryvozili na prodaž małako, tvaroh, śmiatanu. Možna było kupić tańniej, čym u mahazinie, dy i jakaść nie paraŭnaješ.

Apranuŭšy staroje palito, bo na novaje nie było hrošaj, zaviazaŭšy ciopłuju chustku, Vikcia ŭziała sini cyratovy pakiet i pieššu nakiravałasia da niedalokaha kirmašu. Jana išła i z sumam dumała, što svaim ubrańniem nie adroznivajecca ad viaskovych kabiet, choć i maje vyšejšuju adukacyju, choć bolš jak sorak hadoŭ adpracavała nastaŭnicaj. Baćki paŭmirali rana, pakinuŭšy jaje ź siastroj dziaŭčynkami‑padletkami. Vikcia ŭ škole vučyłasia dobra, i tamu paśla jaje niejak ahorała piedahahičny instytut. Kažu «ahorała» nie tamu, što nie spraŭlałasia z vučobaj, a tamu, što nie było nijakaj dapamohi. I posud myła ŭ stałoŭcy, i vulicy padmiatała, ale vučobu nie kinuła.

Na apošnim kursie jana vyjšła zamuž za vadziciela hruzavika z rajspažyŭsajuza. Rodam jon byŭ z ichniaj vioski Vałokniki, ale pracavaŭ u rajonnym haradku. Atrymaŭšy dypłom, i jana pryjechała siudy. Nažyli syna, jaki ciapier žyŭ ažno za Mahilovam, pracavaŭ bryhadziram u kałhasie. A muž hadoŭ ź dziesiać tamu kinuŭ jaje i znik u nieviadomym napramku. Piśmo prysłaŭ, kab navat nie šukała, bo jana jamu abrydła, jak i heta biespraśvietnaje pravincyjalnaje žyćcio. Maŭlaŭ, jon svajo ščaście jašče znojdzie.

Vikcia asabliva i nie haravała pa im, bo ŭ apošni čas žyli nie lepiej, čym kot z sabakam: ledź nie štodnia svarki, jak kažuć, za pusty miech. «Moža, i znojdzie toje ščaście, ‑‑ padumała raŭnadušna. ‑‑ A mnie adnoj spakajniej budzie».

Piensiju joj, jak i ŭsim, vydzielili nievialikuju ‑‑ aby z hoładu nie pamierła. Jaje žyćcio było šeraje, jak hetaja vosieńskaja ranica, jak hrubaja šaračkovaja nitka, što niekali z rańnia da źmiarkańnia, dy i da poźniaj nočy prali jaje mama i babula.

Jak by ciažka ni žyłosia, jana tryvała. Adnaho tolki stryvać nie mahła. I daravać sabie nie mahła taho, što ŭ jaje małodšaj siastry Adeli žyćcio zmarnavałasia, jak kažuć, ni za niuch tabaki. Niekali, jak Vikcia pajechała vučycca ŭ horad, Adela zastałasia ŭ kałhasie. Dušyłasia na działkach, trymała takuju‑siakuju haspadarku. I kali Vikcia čas ad času naviedvałasia ŭ viosku, Adela kłała joj u torbu to kavałak sała, to jaki dziesiatak jajek. A adnojčy, pradaŭšy parsiuka, spraviła joj zimovaje palito. Heta ŭžo była nie aby jakaja dapamoha.

Siam'i Adela nie mieła nikoli. Pracavała, jak čorny voł, a pad staraść pačała znachodzić uciechu ŭ butelcy harełki. A ŭ apošni čas dyk i naohuł napivałasia. Usiu svaju nievialičkuju piensiju marnavała na spirtnoje. Kolki ni ŭprošvała jaje Vikcia, kolki ni ŭhavorvała, ‑‑ jak harocham ab ścianu. Kabiety z ichniaj vioski, što pryvozili na hety maleńki kirmaš małako dy tvaroh, kožny raz pryvozili joj i sumnyja naviny. I ciapier jana išła z horkim pradčuvańniem, što znoŭ buduć havaryć pra siastru niadobraje, a jana, ściaŭšysia ŭ kamiačok, budzie panura słuchać, nie majučy siły dać jakoj rady hetaj čornaj biadzie.

Jak tolki padyšła da pryłaŭka, Kłava Žyborčyk, što žyła pa susiedstvie z Adelaj, navat nie pryvitaŭšysia, pačała:

‑‑ Vikciečka, jana ž usie rečy z domu paprapivała. Toje adzieńnie, što ty addała joj nasić, jość amal u kožnaj chacie. Viadoma ž, za biescań addaje. A ludzi biaruć. Što ludziam čužoje hora, ‑‑ razvažała Kłava.

Zrabiŭšy nieabchodnyja pakupki, Vikcia ledź nie podbieham nakiravałasia dadomu: treba było pakinuć sumku z praduktami, uziać bolš hrošaj i chucieńka jechać da siastry. Moža, zhodzicca palačycca, bo dahetul ni pra jakoje lačeńnie navat havaryć nie ŭdavałasia.

Ledź paśpieła na aŭtobus. Užo šafior zavioŭ mator i chacieŭ jechać, ale ŭvažyŭ jaje prośbu, daŭ bilet.

Ichniaja chata stajała apošniaj u vioscy. Niepadaloku ad jaje, pry darozie, ros kust kaliny, nižnija suki jakoha niechta dobra‑taki paabsiakaŭ.

Tolki paraŭniałasia z hetym kustom, jak ubačyła, što z nadvorku vychodzić Adela. Pad pachaj jana trymała apranatku, u jakoj Vikcia adrazu paznała svaju zialonuju machieravuju koftu. Jašče pryhožuju, mała adziavanuju. Minułaj vosieńniu, kali rajonnyja ŭračy pasyłali Adelu na kansultacyju ŭ hrodzienskuju palikliniku, jana dała joj svaju koftu. Nie jechać ža ŭ brudnych panošanych łachmanach, jakija byli dla siastry ŭbrańniem apošnim časam. A potym i nie zabirała nazad.

‑‑ Niachaj budzie tabie, ‑‑ skazała pry sustrečy. ‑‑ Ci mała kudy treba apranuć ciopłuju i dychtoŭnuju reč.

Kali havaryć ščyra, to Vikci škada było toj kofty, bo sama mała joj paciešyłasia. Ale ž siastra…

Vikcia niby zastyła za tym kustom kaliny, a Adela tym časam padałasia da susiedki Kazimirychi. Takoje ŭražańnie, što tolki zajšła i vyjšła. Ale machieravaj kofty pad pachaj u jaje ŭžo nie było. Pad zašmalcavanaj pałoj fufajki niešta vytyrkałasia. A što ‑‑ nieviadoma.

‑‑ Adela, ‑‑ paklikała Vikcia, vychodziačy z‑za kusta. Ubačyŭšy siastru, što pryjechała tak niespadziavana, taja niby spałochałasia.

‑‑ Chadzi siudy, ‑‑ paklikała Vikcia.

Adela niechacia prybliziłasia. Užo i biez pytańnia Vikcia zrazumieła, što pad pałoj schavana butelka z samahonkaj.

‑‑ Daj siudy toje, što chavaješ, ‑‑ prapanavała.

‑‑ Nie dam! ‑‑ dziorzka pramoviła Adela.

Vikcia mocna strasianuła siastru za hrudzi, i z‑pad pały vypała paŭtaračka samahonki.

‑‑ Maju naviutkuju koftu pamianiała na heta śmiardziučaje pojła, ‑‑ hrymasa kryŭdy i złosci pierakasiła Vikcin tvar, i jana z siłaj pichnuła Adelu na kalinavy kust. Trapiŭšy viskom na śsiečany suk, taja navat nie zastahnała. Na buryja listy kaliny zakapali kropielki kryvi, niby heta padali dołu čyrvonyja jahady…

Adelu pachavali. Nieŭzabavie sud vyznačyć mieru viny Vikci i daść joj pakarańnie.

Leanarda Jurhilevič, Narodnaja vola

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0