Fota Hallaša Sialavy

Fota Hallaša Sialavy

Patriotism is, fundamentally, a conviction that a particular
country is the best in the world because you were born in it.
George Bernard Shaw

Voŭka pračnuŭsia ad niaścierpnaha bolu ŭ hałavie. Dzieści ŭ druhim pakoi draŭlanaj viaskovaj škoły korpałasia ŭ piečy staraja maci, hatujučy śvińniam i synu śniadanak.

— Idzi chrapy nasiačy, hałodnyja ravuć! — skazała jana praz zuby, pačuŭšy, jak syn pačaŭ varušycca.

— Zaraz, — burknuŭ Vałodźka.

Ranki ŭ kancy žniŭnia na Brasłaŭščynie ŭžo pačynali rabicca chałodnymi, tamu chočaš nie chočaš, a treba było zaleźci ŭ śmiardziučy cyharetami švedar.

«Dzie maje boty?» — zapytaŭ jon sam u siabie. Adkazu ŭ hałavie nie ŭźnikła.

Znajšoŭšy niejkija abrazaniki, Voŭka vyjšaŭ z chaty. Śviatło, zabivajučy astatnija kletki mozhu, apuściłasia na jaho hałavu jak kałun na kałodku. Jon zapluščyŭ vočy. Idučy amal navobmacak, Voŭka zajšoŭ za kut chaty i amal adrazu pačaŭ spuskać vadkaść z arhanizma. Zrabiłasia lepiej i maralna, i fizična, tolki ranišni choład praz abrezanyja boty traplaŭ na stupni.

«Dzie ž maje boty?» — znoŭ zapytaŭsia ŭ siabie Vałodźka. Adkazu nie było.

Praca išła marudna. Siekčy buraki nie było ani žadańnia, ani mocy, dy i kavałki liścia čas ad času traplali ŭnutr abrazanikaŭ.

«Dy, bł..ć, dzie ž hetyja jo..nyja boty?!» — nie vytrymaŭ chłopiec. Navakolle maŭčała, tolki śvińni Lidka i Prakop raŭli na ŭsio horła i padnimali padłohu ŭ śvinarniku tak, što ŭvieś budynak chistaŭsia. Čas śniadańnia daŭno ŭžo minuŭ, a śvińni, jak viadoma, stvareńni punktualnyja. Boty znajšlisia kala łaźni. Lažali sabie kala pustych butelek i śmiećcia, što pakinuli ŭčora siabry. Vidać, Voŭka tak i nie naciahnuŭ ich, bo, paśla taho, jak paparyšsia i vypješ, viadoma, horača.

Paśla taho, jak punktualnyja stvareńni zadavolilisia, maci paklikała syna śniedać. Navat naliła sotku, kab papravić synova zdaroŭje, bo hladzieć na jaho prosta tak było ciažka.

— Na rybu pajdu, — paviedamiŭ Vałodźka.

— Aha, idzi. Zaniacca tabie niama čym, łajdak! Šmat ty navudziŭ pazaŭčora.

— Žeńka kazaŭ, lešč biarecca.

— U Žeńki zaŭsiody biarecca, a ty pusty prychodziš. Uvieś u baćku — toj byŭ abibok i ty tudy ž. Łaźniu kali adramantuješ?

— Adramantuju.

— Adramantuju. Dva miesiacy źbiraješsia… Čakaješ, kali zaharycca? Dym praz dach va ŭsie baki! Łastoŭski ŭčora prybieh, dumaŭ — pažar.

— Adramantuju. Žeńku paprašu — dapamoža.

— Biez Žeńki — nikudy. Anidačeho.

— Dobra tabie.

— Sała vaźmi z saboj. Chiba nie vierniešsia siońnia, znoŭ da Natalki pojdzieš. Jak jana ciabie tolki cierpić, hultaja!

— Uhu.

Čarviaki kapalisia chutka. Vałodźka śpiecyjalna vybiraŭ tych, što mieli śvietłyja pałoski ŭzdoŭž cieła, jany i śmiardzieli inakš, i lešč ich braŭ adrazu, biez sumnievu.

Piasčanaja daroha da voziera tak i nie była adramantavanaja. Novaja ŭłada siudy jašče nie dajšła, i nadziei, što dojdzie, nie było anijakaj. Draŭlany most, jaki pabudavali jašče pry Polščy, trymaŭsia na astatnich iržavych ćvikach. Turystyčny siezon skončyŭsia, a i tak nie ŭdałosia zarabić na haściach z Rasii, ich u hetym hodzie było zusim mała: zakryli miažu, i ciapier našmat daražej było jechać adpačyvać na niekali ŭlubionych i razrekłamavanych Brasłavach.

Paśla Sivaha ŭ krainie pačałasia baraćba za ŭładu. Ruskija praciskali svajho kandydata Čubataha, a mienskaja apazicyja — Prakopčykavu. Dapamahła Jeŭropa, jakaja abiacała, što kali Prakopčykava atrymaje pieramohu, to buduć novyja kredyty z dobrym adsotkam. Vybirać nie prychodziłasia, bo hrošaj zusim nie stała. Navat piensiju dla maci paštaljonka nie pryvoziła pa niekalki miesiacaŭ. Ź nievialičkim adryvam ad Čubataha pieramahła žančyna-kandydatka. Dobra, što ŭ kamisijach zastalisia staryja, pravieranyja časam ludzi, i ŭsio prajšło davoli cicha.

Novy prezident uziałasia za pracu ź impetam. Adrazu była ŭviedziena miakkaja biełarusizacyja: pa BT pačali krucić pieśni «N.R.M.» i «Kramy», a «Vidźma-Niavidźma» viarnułasia ŭ prajm-tajm.

Nichto ciapier nie asprečvaŭ, što dziaržaŭnyja simvały pavinny być inšyja, razam z nazvami vulicaŭ, na pierajmienavańnie jakich byli vydadzieny vialikija srodki. Źmianialisia pašparty. Zhodna ź jeŭrapiejskim standartam, ludzi atrymali płastykavyja kartki z «Pahoniaj». Milicyja stała nazyvacca Nacyjanalnaj palicyjaj, ci NAP, a AMAP — śpiecyjalnaj taktyčnaj hrupaj «Vaŭkałak». Pracy im chapała, jak i zaŭsiody.

Vałodźka spačatku byŭ navat zadavoleny ŭsimi hetymi dziejańniami, bo pa televizary vyhladała zusim kruta, tolki potym ekanamičnyja prablemy, jakija nazapasilisia pry Sivym, viarnulisia z novaj siłaj. Novaja ŭłada nie žadała vykonvać umovy Rasii, i taja zusim pakryŭdziłasia. Jak zaŭsiody, pačałosia z małaka i miasa, a potym uklučyłasia ciažkaja artyleryja abmiežavańniaŭ nafty i hazu. Zima prajšła pad kryki, što partyzany vytrymali — i my vytrymajem, i nie bolš jak z 17-ciu hradusami ŭ šmatpakajoŭkach. Dobra, što Voŭka z maci nie pierajšli na haz i dalej karystalisia drovami, jakija možna było za butelku znajści dzie chočaš.

Narešcie byŭ uviedzieny pamiežny ruch z Polščaj, jakaja zrabiła śpiecyjalnyja ŭmovy pry pastupleńni moładzi ŭ polskija VNU, a potym prezident Rečy Paspalitaj łaskava paviedamiŭ pra nadzvyčajnyja pravy ŭsich žycharoŭ Zachodniaj Biełarusi pry atrymańni «kartak palaka». Karennych palakaŭ adrazu paboleła na čatyry miljony z hakam.

Usio hetyja padziei zdavalisia vielmi dalokimi tut, na Brasłaŭščynie. Zdavałasia, ništo nie mahło źmianić dzionnaha rasparadku žycharoŭ vymirajučych viosak. Adzinaje, što biantežyła: usio bolš pačało źjaŭlacca turystaŭ ź niejkich dziŭnych krainaŭ. Dahavarycca ź imi było amal niemahčyma: ruskaj movy jany nie razumieli.

Voŭka adšturchnuŭ čovien ad bieraha, a sam, skoknuŭšy ŭ jaho, pačaŭ viesłavać.

Nadvorje było kiepskaje, dy i pozna ŭžo było dla rybałki, ale lepš tak, čym słuchać burčańnie maci ŭ chacie. Jon nažyviŭ čarviaka, plunuŭ na jaho i zakinuŭ vudu. Pieršy lešč čakaŭ niadoŭha. Papłavok prypadniaŭsia i loh na vadu bokam — Vałodźka padsiek. Lešč supraciŭlajecca tolki, kali jon na hłybini, a potym, nahłytaŭšysia pavietra, stanovicca mlavy, jak toj biełarus na vybarach.

Staraja sivaŭskaja sistema z usioj mocy supraciŭlałasia novamu kiraŭnictvu, jakoje chacieła pakazać prykład demakratyi, kab atrymać novy kredyt, i nie ścinała ŭsich hałovaŭ adrazu. Pikiety pierad prezidenckim pałacam stalisia zvyčnaj spravaj i, zdajecca, nikoha ŭžo nie ździŭlali paśla praciahłaha času cišy na vulicach.

Čynoŭniki zbolšaha zastalisia staryja. Chacia, kaniečnie, ciapier jany kryčali pra važnaść biełaruskaj movy i nasili vyšyvanki. Na miescach i ŭ vioskach časta mianiać prosta nie było na kaho. Navat stary staršynia Vałodźkavaha kałhasa niejak uchitryŭsia i zastaŭsia kiravać dalej, pradaŭšy svoj Volkswagen Touareg, padaravany minułaj ŭładaj albo nažyty ciažkaj pracaj na lesapilni — historyja ab hetym ścipła maŭčyć. Tak ci inakš, Touareg asacyjavaŭsia z kolišnimi spravami kiraŭnika kałhasa pa prodažy lesu i, jak simvał, musiŭ syści ŭ zabyćcio.

Lešč braŭsia dobra, i ŭpieršyniu Voŭka pačuŭ palohku paśla ŭčarašniaj papojki ź siabrami. Ruki nalivalisia siłaj, ruchi zrabilisia dakładnymi. Zboku stała bačna: pracuje sapraŭdny brasłaŭski rybak, jakoha nie ździviš ani pamierami, ani kolkaściu ryby.

Ułoŭ byŭ vialiki, i Vałodźka vyrašyŭ, jak i pazaŭčora, pradać jaho bolšuju častku.

«Nam z maci chopić i tak na jušku», — chutka prykinuŭ jon. Klijentaŭ było šmat, ale jon pajšoŭ da miascovaha kantrabandysta Hallaša, jaki sam rybu nie vudziŭ, ale byŭ da jaje łasy, dy i dvaich dziaciej treba było čymści karmić. Hallaš byŭ brasłaŭskim biespracoŭnym intelihientam, jaki lubiŭ paŭtarać: «Šlachta nie pracuje!» Jon navat niekali vučyŭsia ŭ Miensku i rabiŭ roznyja cikavyja prajekty nakštałt «Zialonaha Brasłava». Płacili za prajekty mała, i, kali źjaviłasia druhoje dzicia, Hallaš kančatkova ŭdaryŭsia ŭ kantrabandu. Naładziŭ niekalki maršrutaŭ u susiedniuju Łatviju, dzie, jak i ŭ Biełarusi, u ekanamičnym płanie była poŭnaja dupa. Pa staroj pamiaci niekatoryja biełaruskija tavary i nadalej karystalisia niebłahim popytam u susiedziaŭ. Dobra brali cukar, syrki i cyharety z palivam.

— Zdaroŭ, Nasta! — Dźviery adčyniła žonka Hallaša ź dziciem na rukach. Dzicia hladzieła naściarožana, a Nasta — abyjakava. Kaliści jana była adnoj z najpryhažejšych dziaŭčat brasłaŭskich vakolic. Navat minskija fatohrafy zavitvali da jaje, kab zrabić ź dziaŭčynaj fotasiesiju na fonie azior. Čas i proza siamiejnaha žyćcia zavastryli rysy Naścinaha tvaru, a ŭ vačach, niekali hłybokich i hullivych, jak Dryviaty pry dobrym vietry, źjaviŭsia choład.

— A dzie hety bandyt?

— Pahladzi ŭ haražy.

Praz adčynienyja dźviery Voŭka ŭbačyŭ vysokuju i chuduju, jak u bolšaści miascovych malcoŭ, postać. Adzinaje, čym Hallaš adroźnivaŭsia ad astatnich, byli śvietłyja, jak suchoje siena, vałasy. Kantrabandyst raźlivaŭ kałhasnuju salarku pa kanistrach. Ruki jaho nastolki prapachli palivam, što nie dapamahała navat Fairy ź piaskom. U kucie haraža stajała vializnaja mietaličnaja bočka, u jakuju na praciahu miesiaca źlivałasia z traktaroŭ paliva, kab potym pierad pajezdkaj pieralicca ŭ kanistry i baki.

— Rybu voźmieš?— Voŭka pakazaŭ sadok.

— Aha, davaj, schadzi da žonki, hrošy tabie daść. Piać kiło?

— Siem.

— Dobra, jak tam maci?

— Tupaje pamaleńku.

— Usio jeździš?

— Tak, na miažy ciapier lepiej, našyja nie tak trasuć, tolki kali kiraŭnictva pryjazdžaje.

— Što siońnia ŭ horadzie?

— A… minskija naviedalisia, da predsiadaciela… pjuć na bazie.

— Nie nažarucca nijak. Dobra, davaj tam! Zajazdžaj, kali budzieš pobač!

— Aha.

Hrošy pryjemna šalaścieli ŭ kišeni, i Vałodźka pajšoŭ da kafeški, kab pavitacca z Natalkaj. Niepadalok ad budynka dzieci rahatali ź miascovaj zorki-varjatki Marylki: «Marylka-Marylka, pakažy pup!» A taja i rada, zadzirała ŭvierch spadnicu i kruciłasia na ŭsie baki, rahočučy. Vałodźka adviarnuŭsia i pakročyŭ dalej.

Raźviedzienaja Natalka sama vychoŭvała syna: mužyk dzieści źnik u Rasii, kali pajechaŭ zarabić. Dziaŭčynie padabałasia Vałodźkava ŭśmieška, tamu chłopiec byŭ jaje častym hościem.

— Pryjdzieš siońnia? — zapytałasia jana

— Pryjdu.

— Ja pracuju da dziasiataj. Hości ŭ predsiadaciela, zatrymajuć nas.

— Dobra, ja pačakaju.

Dzieści z budynka sielsavieta danosiłasia «Kupalinka», łunaŭ bieł-čyrvona-bieły ściah, a pobač stajali niekalki mašyn ź minskimi numarami. Plunuŭšy na numar z 7-ha rehijona, Voŭka pakročyŭ dalej. Zvyčka nienavidzieć haściej vypracavałasia ŭ kožnaha brasłaŭčanina. Nienavidzieli cicha, bo hości byli adzinaj mažlivaściu dobraha zarobku ŭ navakolli. Asabliva nienavidzieli minskich, bo tyja skuplali dziedavy chaty i rabili ź ich bardeli, pierabudoŭvajučy i rujnujučy dziciačyja ŭspaminy miascovych.

Voŭka vyjšaŭ z kafeški i pakročyŭ u bok bazy: cikava było pahladzieć, jak adpačyvajuć kiraŭniki.

— Vałodźka! — pačuŭsia hołas staroha čałavieka. Dzied Antoś, stryječny brat maci, uśmichaŭsia da jaho praz vusy.

— Šukaješ kaho?

— Nie.

— Chadzi da mianie, pahavorym.

Dzied Antoś žyŭ kala samaha voziera, i Vałodźka lubiŭ u dziacinstvie łavić rybu ź jahonaj kładki, jakaja ciahnułasia daloka ŭ voziera. Tut dobra bralisia nievialičkija akuni, a časam navat šalony sudak irvaŭ nieprystasavanuju dla takoj ryby lasu. Dzied paciahnuŭsia za šafu i dastaŭ butelku mutnaj.

— Što tam u ciabie?

— Ničoha, dziadźku, pamaleniečku.

— Daŭno nie byŭ u vas: stary, ciažka chadzić. Maci tvaja macniejšaja za mianie, choć i starejšaja. A ja pamru chutka. Siena mała ŭ hetym hodzie, predsiadaciel nie daje bolš, a ja kašu pavolna. Naha balić. U bałota dyk zusim nie mahu zajści, nie vyciahnuć nahi. A maje pali dyk u bałocie. A predsiadaciel siena nie daje, kaža, što i tak hrošaj niama na kambikorm karovam, i siena šmat treba. Ja kažu jamu, što kupić mahu, a jon kaža, što niama siena. Siońnia Martu chavali ŭ Słabodcy, pamiataješ? Dobraja žančyna była. Dzieci paraźjechalisia, potym da jaje prychodziła adna ź sielsavieta, kab pieravaročvać jaje, kali ŭžo lažała, bo proležni źjavilisia, a nie było kamu pieravaročvać. A taja, ź sielsavieta, hrošy krała i posud. Mučyłasia Marta, ja nie chaču kab tak, lepiej adrazu. Ty budzieš mianie pieravaročvać, kali što?

— Dy idzi ty, dziadźka. Karkaješ.

— Nie, ja słaby ŭžo. Naha balić. Łaźniu rabili ŭčora? Siena mała. Karovie nie chopić na zimu. Zdavać treba budzie na miasa, a jana maładaja jašče. Škada Malinu. Jana małaka šmat daje. Ja jaje kupiŭ ad Saŭki, a toj — z Łatvii pryciahnuŭ byŭ. Škada, dobraja karova, nie brykajecca. Mnie naha balić. Ciažka daić, a jana spakojnaja.

— Damo tabie siena. Jość u nas, šmat.

— Aha. Dziakuj tabie. Ciapier usio tolki za hrošy ci harełku padavaj. A ja nie haniu. Niama aparata. Dy i ciažka, usiu noč siadzieć, a mnie naha balić. Karoŭka kab zastałasia. Małako — dobra…

Dzied burčaŭ i burčaŭ, i Vałodźka pačaŭ šukać pryčynu, kab pajści.

— Dobra, dziadźka, u kramu pajdu. Chleba treba kupić.

— Aha, aha. Maci pryvitańnie ad mianie.

— Pieradam.

Natalka sustreła cicha, było vidać, što dziaŭčyna zabiehałasia za ŭvieś dzień, ale była (Voŭka vielmi kachaŭ jaje za heta) pryjemnaja i łaskavaja, i tak z usimi. Natalka nakryła na stoł, syn užo spaŭ u druhim pakoi.

— Moža, paženimsia? — zapytałasia jana.

— Našto, mnie i tak z taboj dobra.

— Ludzi platkarać, a maci złujecca. Kaža, nie pa-ludsku.

— Aha, vuń Śvietka Kaściukova pa-ludsku robić, krucić spadnicaj pry žyvym mužu. Mašyna za mašynaj pryjazdžaje.

— Synu kiepska biez baćki. U škole na jaho skardziacca.

— Nu dyk vychoŭvaj jaho.

— Nie słuchaje. Kaža, pajedu adsiul da baćki.

— Chaj jedzie, haŭniuk.

Natalka prytuliła jaho da hrudziej.

— Ciažka mnie adnoj.

— Viedaju. Mnie taksama. Maci zusim staraja.

— Mahli b da ciabie źjechać. Chata vialikaja ŭ vas.

— Nu, možna padumać.

Vałodźka zasynaŭ, abniaŭšy Natalku za hrudzi. Jana była vielmi ciopłaja i piaščotnaja, i zdavałasia — voś jano, ščaście, tolki jon nie vieryŭ hetym pačućciam. Pryzvyčaiŭsia nie vieryć. A tolki dumaŭ ab tym, što rabić dalej i kudy padziecca ŭ hetym Boham praklatym krai.

***

Nar. 1985 u Hrodnie. Šmat času pravodziŭ u vioskach svaich baćkoŭ, što ŭ Brasłaŭskim i Miorskim rajonach. Piša teksty piesień, vieršy i prozu. Vakalist hurtu «Zdań».

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0